Poczułam to dziś o godzinie 19.30 podczas powrotu ze sklepu
alternatywną ścieżką biegnącą przez były przejazd kolejowy. Poczułam to
zmysłami, ale też gdzieś w sercu. A może przede wszystkim w sercu.
Odczucie sprzed lat. Chwile spędzone na pustkowiach. Cisza, wilgoć
betonu i chaos ziemi. Ciemne niebo. Katedry z żelbetonu. Potem
koszmarne, ale prawdziwe sny. Jak świeżo zmontowany film wyświetlany na
pokazie specjalnym tylko dla mnie.
Na świadka mej
dziwnej refleksji powołuję koksownie Huty Kościuszko, gdzie 30 listopada
2008 roku poszukiwałam inspiracji, by iść dalej. Kto znalazł, ten
znalazł. Kto nie znalazł, już niestety nie znajdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz